niedziela, 12 maja 2019

Tego jeszcze nie było – owca w łazience


W mojej łazience zamieszkała owca i to nie byle jaka, ale owca Shirley. Chodzi o glicerynowe mydełko LaQ w kształcie owieczki. Wizualnie mydło skradło moje serce, ze względu na uroczy kształt, kolor, ale także ładne opakowanie w postaci tekturowego pudełka ze wstążką. Od jakiegoś czasu z coraz większym entuzjazmem sięgam po mydła w kostce. Wybór tego typu specyfików jest szeroki i można znaleźć produkty o dobrych składach i fajnym działaniu.
 

Mydło LaQ wyróżnia się przede wszystkim wyglądem. Jego forma przyciąga wzrok i w takiej oprawie świetnie nadaje się na prezent. Mydło jest duże, ma aż 350 g i choć jest pięknie wyrzeźbione to bardzo nieporęczne. Aby móc go używać dokonałam zbrodni na Shirley i bezlitośnie ją poćwiartowałam. W takiej formie codzienne mycie rąk było znacznie łatwiejsze.
 
 
Mydło jest dosyć miękkie, dlatego łatwo je podzielić nożem na mniejsze porcje. Ma gładką konsystencję, dobrze się zmydla tworząc delikatną pianę. Dosyć szybko go ubywa przez co już po kilku użyciach zaczęło nabierać bardziej ergonomicznego kształtu. Dobrze oczyszcza, ale nie wysusza skóry tak jak tradycyjne mydła. Moja wersja na sucho miała przyjemny, delikatny zapach, ale po namoczeniu dosyć szybko się ulotnił. 
 
 
 
 
Z używaniem kostki długo zwlekałam, bo szkoda było mi ją pokroić. Ostatecznie produkt zrobił na mnie dobre wrażenie nie tylko wizualnie, ale także ze względu na działanie. Producent podkreśla, że formuła wzbogacona jest w szlachetne masła: shea, kakaowe oraz mango i nie zawiera SLS, SLES i PEG-ów. Kosmetyk kosztuje 30 zł i choć cena może wydawać się wysoka, to myślę, że za ręcznie wykonane mydło w tak oryginalnej formie, jest do zaakceptowania. 
 

Lubicie mydła w kostce? 
Wpadła Wam w oko owca Shirley czy nie przepadacie za takimi bajerami? 
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze komentarze, staram się na wszystkie odpowiadać na bieżąco.
Jeśli podoba Ci się mój blog, zapraszam do obserwowania, jeśli Twój mnie zainteresuje, dodam go do swojej listy czytelniczej :)