wtorek, 26 listopada 2019

Mała czarna nie zawsze się sprawdza – Catrice The Little Black One Volume Mascara


Tusz do rzęs to podstawa makijażu niejednej kobiety. Często piszecie, że rezygnujecie z podkładu, cieni czy szminki, ale jednak tusz do rzęs prawie zawsze pojawia się na waszych oczach. W sumie nie dziwię się, bo nic nie uwydatnia urody tak jak pięknie podkreślone rzęsy. Przyznam, że w mojej kosmetyczce przewinęło się już sporo maskar. Mam kilka, do których lubię wracać, ale ciągle szukam ideału, dlatego od czasu do czasu pojawiają się u mnie nowości. Jedną z nich jest Catrice The Little Black One Volume Mascara

catrice tusz pomadaka insta podkład

Opakowanie jest eleganckie i minimalistyczne. Tusz posiada giętką, silikonową szczoteczkę w kształcie elipsy. Jest dosyć „mokry” i przez około 2 miesiące po otwarciu jego formuła nie uległa zmianie. Szczoteczka nabiera za dużo produktu. Po ściągnięciu nadmiaru tuszu jest trochę lepiej, ale mimo tego zabiegu na szczoteczce nadal jest sporo maskary, która oblepia i skleja rzęsy. Produkt miał łapać krótkie włoski, rozdzielać je i podkreślać, ale w moim wypadku zlepia je w nieestetyczne nitki. Szczoteczka słabo podkręca, co widać zwłaszcza w zewnętrznych kącikach oka. Moje rzęsy są dosyć długie, ale bez podkręcenia nie wyglądają dobrze.

tusz Catrice The Little Black One Volume

Do tuszu miałam kilka podejść, próbowałam aplikować go na różne sposoby, zawsze z marnym skutkiem. Produkt mega mnie rozczarował i żałuję, każdej złotówki, którą na niego wydałam. 11 ml kosztuje ok. 18 zł.

 
Ciekawa jestem czy też nacięłyście się na ten tusz, a może u Was sprawdził się lepiej?



czwartek, 21 listopada 2019

Pielęgnacja twarzy z kremami Mixa Hyalurogel


Wraz z przyjściem chłodnych dni, moja cera staje się bardziej wymagająca. Zazwyczaj używam lekkich kremów na dzień, które nie obciążają skóry, dlatego bardzo ważna jest dla mnie wieczorna pielęgnacja. Od kremu na noc oczekuję solidnej dawki nawilżenia i regeneracji. Z myślą o nadchodzącej zimie uzupełniłam kosmetyczkę o dwa nowe kremy Mixa: krem intensywnie nawilżający HYALUROGEL i nawilżający krem-maska na noc HYALUROGEL.
 
krem do suchej skóry mixa


Oba kremy są do siebie podobne pod względem konsystencji i działania. Krem na dzień ma lżejszą formułę, ale mimo to w dalszym ciągu jest dosyć treściwy. Relatywnie szybko się wchłania, ale jest lekko wyczuwalny na skórze. Kosmetyk dobrze nawilża, przynosi ukojenie przesuszonej skórze, pomaga zniwelować suche skórki, zwłaszcza jeśli stosuje się go razem z kremem-maską na noc.


kremy mixa

Od producenta:

Krem intensywnie nawilżający Hyalurogel (na dzień) to kosmetyk stworzony dla osób o skórze wrażliwej, która wykazuje oznaki odwodnienia odpowiedzialne za jej zmęczenie, spadek elastyczności i utratę blasku. Mixa Hyalurogel dostarcza i utrzymuje nawilżenie skóry przez 24 h, dzięki formule wzbogaconej w kwas hialuronowy, naturalny składnik budulcowy skóry, zdolny wiązać 1000 razy więcej wody niż sam waży. Natychmiast dostarcza ciągłego nawilżenia skóry przez 24h. Unikalna wodno-żelowa konsystencja szybko się wchłania, aby nawilżyć skórę i zapewnić jej poczucie komfortu. Nie powoduje powstawania zaskórników.” 

sklad Hyalurogel mixa krem na dzień


Krem na dzień dobrze współgra z podkładem, niestety moja cera skłonna do przetłuszczania zaczyna się przy nim szybko świecić, dlatego krem na dzień – stał się u mnie kremem na noc. Krem-maska na noc zaplusował przyjemnym działaniem. Dobrze nawilża i przynosi ukojenie. Rano na buzi nadal wyczuwalna jest jego warstwa. Po oczyszczeniu cery jest ona gładka, jędrna i sprężysta.


Od producenta:

Formuła kremu-maski na noc łączy w sobie nawilżającą moc kwasu hialuronowego naturalnie występującego w skórze oraz odżywczą i kojącą moc olejku z Icznika siewnego, roślinnego składnika aktywnego idealnie dopasowanego do potrzeb skóry wrażliwej. Konsystencja kremu-maski tworzy warstwę ochronną, nasycającą skórę wrażliwą przez całą noc i pomagającą odbudować barierę ochronną skóry naruszoną w ciągu dnia.” 


 mixa Hyalurogel krem maska  sklad

Zdaję sobie sprawę, że jego skład nie jest idealny i daleko mu do kremów premium z perfumerii, ale myślę, że za cenę ok. 35 zł warto go wypróbować, zwłaszcza przy suchej skórze. Dla skóry tłustej i mieszanej kremy mogą okazać się za ciężkie, dlatego ja stosuję je 2 razy w tygodniu jako uzupełnienie mojej codziennej pielęgnacji.



Ciekawa jestem czy znacie jakieś produkty Mixa godne polecenia?



niedziela, 17 listopada 2019

Naturalne balsamy do ust Burt’s Bees wersja klasyczna vs. granat

 
Balsam do ust to mój absolutny must have, zwłaszcza w sezonie jesień-zima. Sporo łatwo dostępnych pielęgnacyjnych preparatów do ust już dawno przetestowałam, więc zaczęłam szukać trochę mniej popularnych produktów. Tak trafiłam na pomadki do ust Burt’s Bees. Zwróciłam na nie uwagę, ponieważ są w 100% naturalne i mają krótkie składy (zwłaszcza wersja klasyczna).
 
pomadka z naturalnym składem
 
Sztyft w wersji classic zawiera olej kokosowy, olej słonecznikowy, olejek miętowy oraz wosk pszczeli. Opakowanie to 4,25 g produktu, które jest bardzo wydajne. Balsam jest twardy, zbity, lekko gumowaty. Ciężko rozprowadza się go po ustach i trzeba przejechać po nich kilka razy, aby je pokryć. Po aplikacji przez kilka chwil wyczuwalny jest delikatny efekt chłodzący. Balsam szybko się zjada przez co mam wrażenie, że jego działanie nawilżające nie jest wystarczające. Nakładany na noc nie regeneruje ust, rano czuję wręcz, że wargi są suche, bo produkt gdzieś w międzyczasie zniknął. W ciągu dnia sprawdza się ok, ale szczerze mówiąc liczyłam na coś więcej. 
 
pomadka burts bee
 
Wersja z granatem wypadła lepiej. Sztyft jest bardziej miękki i ma trochę inną konsystencję. Łatwiej nakłada się na usta, ale również dosyć szybko z nich znika. Działanie nawilżająco-regenerujące jest lepsze i utrzymuje się dłużej. Dodatkowo balsam na przyjemny, świeży zapach owocu granatu. Cena za sztukę wynosi ok. 20 zł. Na pewno na plus są składy, natomiast działanie pozostawia trochę do życzenia. Przyznam, że miałam w stosunku nich duże oczekiwania i niestety trochę się zawiodłam. 
 
burts bees skład
wersja klasyczna
burts bees pomegranate sklad
wersja z granatem


Ciekawa jestem czy znacie te balsamy?
Jakie produkty do pielęgnacji ust polecacie?



środa, 13 listopada 2019

Ostatnie denko na blogu (?)

 
Projekt denko prowadziłam na blogu od kilku lat. Czasem bardziej konsekwentnie, czasem mniej. Pewnie zauważyliście, że ostatnio są to mniej regularne wpisy i powiem szczerze, że zastanawiam się nad całkowitym zamknięciem tej serii. Gromadzenie pustych opakowań jest dosyć uciążliwe, a w głowie mam mnóstwo pomysłów na wpisy. Niestety z czasem na ich realizację jest już gorzej ;) 
 

Przechodząc do tematu głównego, w zeszłym miesiącu, a w zasadzie dwóch zużyłam: 
 
 
owocowe żele pod prysznic
 
 
Płynny podkład GOSH Foundation DROPs
Recenzja.
Taki przeciętniak-słabiak. Daje bardzo naturalny efekt, ale szybko się wyświeca i znika z buzi.
Nie kupię ponownie.


Balea cytrynowy żel pod prysznic Buttermilk&Lemon
Fajny żel w przystępnej cenie. Zapach dosyć szybko mi się znudził, ale był całkiem przyjemny.
Kupię ponownie.


Ochronna pomadka do ust Yves Rocher Noix de Coco
Recenzja.
Pokładałam w niej spore nadzieje, a okazała się przeciętniakiem, żeby nie powiedzieć słabiakiem.
Nie kupię ponownie.


Palmolive żel pod prysznic Enjoy Little Moments
Z tym żelem zdecydowanie doceniałam małe przyjemności. Piękny zapach i kremowa konsystencja sprawiły, że mam ochotę do niego wracać.
Kupię ponownie.


Fa żel pod prysznic Tropical Mango-Colada
Spodziewałam się mocniejszego zapachu, tutaj niestety eksplozji owocowych nut nie poczułam. Niby ok, a jednak trochę czuję zawód.
Nie wiem czy kupię ponownie.


Alverde naturalne mydło w kostce Bio-Verveine
Miałam ochotę na naturalne mydło w kostce. Padło na Alverde i niestety jest kolejny zawód. Niby myje fajnie, ale niestety robi się z niego mokra, rozpadająca klucha.
Nie kupię ponownie.


Maseczka do twarzy z glinką Eveline Facemed+
Maseczki w słoiczkach to mój żywioł, a te z glinką zwłaszcza. Niestety ta mi nie podpasowała.
Recenzja.
Nie kupię ponownie.


Balea tonik z migdałów

YONELLE profesjonalna pianka oczyszczająca na bazie aminokwasów z soku jabłkowego
Pod względem działania pianka była ok. Niestety dozownik się zacinał. Cudów nie było, opakowanie niedopracowane, no i ta cena...
Nie kupię ponownie.


Relaksujący krem do rąk Oliwka & Petit grain Yves Rocher
Ładne opakowanie i fajna, mała pojemność, ale pod względem działania tak sobie.
Recenzja.
Nie kupię ponownie. 
 

Balea tonik do twarzy Balea z ekstraktem z migdałów
Ekonomiczna wersja toniku, którą spontaniczne wrzuciłam do koszyka. Skład nie powala, w dodatku tonik miał tendencje do przesuszania skóry.
Nie kupię ponownie.


Dermena hair care żel hamujący wypadanie włosów
Recenzja.
Przy odrobinie cierpliwości i systematyczności jego stosowanie przynosi pozytywne skutki. Może nie jest to efekt wow, ale różnica jest widoczna. Kosmetyk dla cierpliwych.
Nie wiem czy kupię ponownie.


Antyperspirant Dove Maximum Protection
Recenzja.
Bubel straszny, który męczyłam już bardzo długo. Ostatecznie wylądował w koszu.
Nie kupię ponownie.


Douglas home spa Breath of Amazonia Acai Berry&Maracuja żel pod prysznic
Zapach był ok, dobrze się pienił, ale mam wrażenie, że może przesuszać.
Recenzja.
Nie wiem czy kupię ponownie.



Ciekawa jestem Waszego zdania na temat denkowych wpisów.
Dajcie znać co myślicie o zamknięciu „projektu denko”?

sobota, 9 listopada 2019

Mat czy błysk, co wybierasz?



W makijażu wszystkie chwyty dozwolone. Znajdą się fani błysku, jak i zwolennicy matu. I chodzi mi zarówno o cienie, pomadkę czy podkład. Wiele zależy od rodzaju cery, urody, czy osobistych preferencji. W moim przypadku najlepiej sprawdza się błysk na oku i kościach policzkowych. Na ustach i twarzy lepiej czuję się w matach.

Dzisiaj chciałam przybliżyć Wam dwa produkty Bielenda o różnym wykończeniu. Pierwszym z nich jest fluid matujący MATT Bielenda Make up Academie. Przyznam, że to już moje kolejne opakowanie, ale jak dotąd nie udało mi się o nim napisać na blogu. 
 
naturalny podkład matujący bielenda matt

Kosmetyk znajduje się w niepozornej tubce o pojemności 30 ml, która kosztuje ok. 12 zł. Początkowo podchodziłam do niego sceptycznie ze względu na niską cenę, ale niesłusznie, bo za niewielkie pieniądze dostajemy całkiem fajny produkt. Podkład dobrze sprawdza się przy mojej tłustej cerze. Nakładany gąbeczką wtapia się w cerę i wygląda naturalnie. Przy aplikacji trzeba się z w miarę sprężać, bo ma zastygającą formułę. Wykończenie jest matowe, ale nie wygląda ciężko. Po przypudrowaniu trzyma się kilka godzin, po ok. 3-4 skóra zaczyna się świecić, co nie jest niczym zaskakującym przy mojej buzi skłonnej do przetłuszczania. 
 
bielenda pokład 1 holo primer kolor

Do minusów można zaliczyć małą ilość kolorów do wyboru. Nr 1 jest dla mnie ok, choć mógłby być trochę jaśniejszy. Przy grubszej warstwie widać, że odcina się od skóry. Widziałam, że niektórzy skarżą się na zapach i rzeczywiście jest on dosyć specyficzny, ale mi nie przeszkadza. Nie jest to kosmetyk idealny, ale uważam, że za tą kwotę dostajemy bardzo dobrą jakość. 

 holograficzna baza pod makijaż

Drugim bohaterem dzisiejszego wpisu jest rozświetlająca holograficzna baza pod makijaż Holo Primer Bielenda Make up Academie. Opakowanie to szklana buteleczka z pompką. 30 ml kosztuje ok. 30 zł. Baza ma lekką, szybko wchłaniającą się formułę. Nie pozostawia tłustej, lepkiej warstwy. Moim zdaniem mogłaby lepiej nawilżać, ale to nie jest jej główne zadanie. Holo primer mieni się milinem malutkich drobinek, które przebijają przez podkład. Na zdjęciach może wydawać się biała, ale nie bieli skóry. Można ją nkładać na całą twarz, punktowo np. na kości policzkowe lub na dekolt. Efekt błysku gwarantowany.

Używałyście kiedyś bazy rozświetlającej?
Jesteście fankami matu czy błysku?

poniedziałek, 4 listopada 2019

Każdy detal ma znaczenie, czyli personalizowane naklejki na ślub i wesele

 
Ślub to niezwykle ważne wydarzenie w życiu młodej pary. Nic więc dziwnego, że każdy chce, aby wszystko w tym dniu było dopięte na ostatni guzik i zagrało dokładnie tak jak to było w planie. Samo przygotowanie do ceremonii i wesela to sporo pracy, godziny planowania i nie ukrywajmy, trochę stresu. Oczywiście można powierzyć zadanie tzw. wedding planerce, ale większość osób decyduje się na zorganizowanie wszystkiego na własną rękę ze względu na koszt, czy chęć 100%-towej kontroli nad sytuacją. 
 
wesele pastelowe kolory dekoracje
 
Ważną częścią przygotowań jest wybranie dekoracji oraz innych detali, które zadbają o atmosferę tego szczególnego dnia. Wiele osób decyduje się na personalizowane zaproszenia, winetki, zawieszki na wódkę oraz inne drobiazgi, takie jak prezenty z podziękowaniami dla gości. W przypadku samodzielnego przygotowania papaterii oraz ozdób na stół fajną opcją są etykiety samoprzylepne, wykonane wg własnego projektu. Kolorowe naklejki można wykorzystać na wiele sposobów. Poniżej znajdziecie kilka inspiracji pochodzących z Instagrama. 
 
#wodkaweselna
 
Etykiety na wódkę weselną lub naklejki do przygotowania papierowych zawieszek

Wódkę weselną zazwyczaj wyróżnia karnecik opatrzony imionami młodej pary lub zabawnym tekstem. Zwolenników etykiet jest wielu, ale wiem, że niektórzy nie przepadają za dyndającym kartonikiem. Jeśli należycie do tych drugich rozwiązaniem może być naklejka umieszczona bezpośrednio na butelce. 
 
kremowa papateria na ślub ecrue
 
Naklejki na pudełko z ciastem, makaronikami czy innymi słodkościami

Rodowici Ślązacy na pewno doskonale znają tradycję dzielenia się ‘kołoczem’, czyli ozdobnie zapakowanym ciastem, do którego dołączony jest bilecik. Mam wrażenie, że obecnie coraz mniej osób kultywuje tą tradycję, chociaż wciąż są pary, które rozdają gościom ciasto weselne. Spotkałam się też z wręczaniem makaroników oraz innych słodkości w formie prezentu, więc i tutaj przyda się etykieta
 
 
#miodek #probowka


Naklejki na prezenty dla gości weselnych

Tutaj ogranicza nas w zasadzie tylko wyobraźnia. Widziałam sporo różnych pomysłów na ciekawy upominek. Najbardziej w pamięci utkwiły mi słoiczki miodu, fiolki z próbówką, magnesy czy klucze-otwieracze do butelek. Oczywiście wszystko z dyskretnym bilecikiem. 
 

Jakie jest Wasze podejście do tego typu detali?
Lubicie takie drobiazgi czy Waszym zdaniem to niepotrzebny wydatek?