niedziela, 30 sierpnia 2020

Nowości Balea, czyli podsumowanie zakupów w dm



Podczas urlopu, który z resztą bardzo miło wspominam (koniecznie zerknijcie na mojego IG -> @kosmetyczne_pasje), miałam okazję wstąpić do sławnego DMu. Wizyta w niemieckiej drogerii zaowocowała reklamówką nowych kosmetyków, wśród których dominowała Balea <3. Bardzo lubię tą markę za piękne opakowania, przyzwoitą jakość i przystępne ceny. 
 
Balea mydło w płynie
 
Zrobiłam zapas żeli pod prysznic i mydła w płynie. Jeśli chodzi o żele to mam wrażanie, że dzięki limitkom nigdy nie uda mi się wypróbować wszystkich zapachów. Miałam ich sporo, a jednak za każdym razem widzę coś nowego. Za butelkę 300 ml zapłaciłam 50 eurocentów
 
peeling beroutine
 
Skusiłam się na dwa balsamy do ust. Bardzo lubianego przeze mnie Blistexa w wersji klasycznej oraz bebe 3w1. Wędrując między sklepowymi półkami rzucił mi się w oczy szampon do włosów przeciw wypadaniu Alpecin. Produkt pamiętałam z blogów oraz z jego oryginalnego opakowania, które wielu osobom kojarzy się z pastą do butów. Nie przypominam sobie chociażby jednej negatywnej recenzji, dlatego postanowiłam, że go wypróbuję. Mam nadzieję, że blogowe opinie były rzetelne i się nie rozczaruję. 
 
balea edycja limitowana
alpecin szampon c1

Do koszyka wpadły też plastry na wągry oraz peeling do twarzy #beroutine. Nie kojarzę firmy, więc tym bardziej jestem ciekawa jak się u mnie spisze. Na dwóch ostatnich zdjęciach możecie zobaczyć podsumowanie mojego zakupowego szaleństwa. 
 

Znacie markę Balea?
Mieliście kiedyś okazję robić zakupy w drogerii dm?
 
 

niedziela, 23 sierpnia 2020

Co u mnie dobrego? Podsumowanie miesiąca na IG

Połowa lipca i sierpnia minęła pod znakiem urlopu. Co prawda nie wypoczywałam całego miesiąca, ale w tym okresie wypadło kilka dni wolnego, które wiązały się z wyjazdem nad morze i masą pysznego jedzenia. Nie mogło obyć się bez świeżej rybki (2, 8), ale wpadła też włoska pizza (1) i to nie raz ;).
 
włoska pizza z rukolą
 
Oczywiście dieta na wyjeździe poszła w odstawkę. Będąc w nowym miejscu zawsze mam ochotę próbować nowych smaków. Przy upałach ratowałam się lodami (4) i wodą smakową własnej roboty (5). Powiem Wam, że w takie gorące dni doceniam chłód i cień jaki daje dom. Przeprowadzkę z gorącego, mieszkania szczytowego, uważam za jedną z lepszych decyzji. Dzięki temu mogłam pracować z domu przy największych upałach, co było dla mnie dużą wygodą, bo w biurze niestety nie mamy klimatyzacji. Na zdjęciu nr 6 widzicie świetny zestaw kosmetyków Pure Heals z  wąkrotą azjatycką, który zachęcił mnie do wprowadzenia na stałe koreańskich kosmetyków do mojej pielęgnacji.
 
złota celebrytka
 
W ostatnich dniach towarzyszyły mi ulubione perfumy w małych atomizerach, które pozwalały odświeżyć zapach w ciągu dnia (7). Uporządkowałam swoją biżuterię, dzięki czemu łatwiej mi ją znaleźć i chętniej po nią sięgam. Na zdjęciu 9 widzicie delikatną celebrytkę od W.Kruk z serii OHELO Ewy Chodakowskiej.
 
Na pewno pojawi się jeszcze kilka zdjęć znad morza, dlatego jeśli chcecie być na bieżąco to zapraszam do obserwacji mojego IG -> Kosmetyczne Pasje.
 
<!>
 
 
Koniecznie dajcie znać co u Was dobrego? 



środa, 19 sierpnia 2020

Szczoteczka soniczna Foreo Luna mini – czy rzeczywiście tak dobra jak mówią?

W marcowym wpisie z nowościami (klik) pokazywałam Wam szczoteczkę soniczną Foreo Luna mini. Ten gadżet kusił mnie długo, a ciągle pojawiające się zachwyty na jego temat sprawiły, że musiałam go przetestować na własnej skórze. Szczoteczkę kupiłam w SuperPharm podczas promocji, w atrakcyjnej cenie (209 zł). Od marca minęło trochę czasu i myślę, że udało mi się ją dobrze poznać. Najwyższa pora, aby podzielić się z Wami moimi przemyśleniami na jej temat.
 
 
Co o Foreo Luna mini mówi producent?
 
Luna mini to kompaktowa szczoteczka do oczyszczania twarzy szwedzkiej marki kosmetycznej Foreo. Wykonana jest z hipoalergicznego silikonu. Gładkie wykończenie zapobiega gromadzeniu się bakterii, dzięki czemu urządzenie jest 35x bardziej higieniczne od szczoteczek nylonowych. Szczoteczka nie wymaga wymiany końcówek, ma 3 rodzaje silikonowych włosków. Jest wodoszczelna, dlatego można ją stosować pod prysznicem. Technologia pulsacji T-Sonic likwiduje 99,5% zanieczyszczeń, sebum, pozostałości makijażu i obumarłych komórek bez podrażnień. Ładowana jest przez złącze USB, a jedno pełne naładowanie wystarcza na 300 użyć.
 
luna foreo turquise blue
 

Luna mini dostępna jest w kilku kolorach. Wybrałam błękitną wersję o nazwie Turquoise Blue. Szczoteczka ma 2 stopnie pulsacji. Wbudowany timer daje znać zmianą wibracji po minucie działania. Szczoteczki używam 2 razy dziennie. Najpierw mydlę buzie żelem do mycia twarzy, następnie masuję ją przy użyciu Luny.
 
Działanie
 
Już po pierwszym tygodniu zauważyłam dużą różnicę w gładkości cery. Skóra stała się wygładzona i przyjemna w dotyku. Niestety nadal na buzi pojawiały się niespodzianki. Wiele osób pisze, że używanie szczoteczki sonicznej minimalizuje powstawanie niedoskonałości. U mnie nie zauważyłam dużej różnicy w tym aspekcie.
 
szczoteczka soniczna luna foreo mini 2
 
Szczoteczka działa, ale po czasie efekt nie jest już taki duży jak na początku. Mam wrażenie, że skóra się przyzwyczaja. Na urlop pojechałam bez szczoteczki i po 2 tyg przerwy widziałam różnicę w gładkości skóry. Cera była bardziej chropowata, ale po powrocie do pielęgnacji z Luną znów się wygładziła. Suche skórki i martwy naskórek zniknęły. Sami, więc widzicie, że regularne używanie szczoteczki przynosi efekt.
 
Jest to dosyć drogi gadżet, z którego działania jestem bardzo zadowolona, jednak nie jest pozbawiony wad. W wersji mini powierzchnia czyszcząca jest niewielka i umycie twarzy zajmuje trochę czasu. W zestawie brakuje ładowarki, a nie zawsze mam ze sobą laptopa, do którego mogę podłączyć sprzęt. Mam nadzieję, że szczoteczka będzie mi długo służyć, ponieważ do najtańszych nie należy.
 
 
Mieliście okazje używać szczoteczek do oczyszczania twarzy?
Jak wrażenia?
 

niedziela, 9 sierpnia 2020

Paleta magnetyczna DIY na cienie do powiek

 
Paleta magnetyczna marzyła mi się już od kilku miesięcy. Niestety ciężko ją dostać stacjonarnie w przystępnej cenie, a nie chciałam zamawiać jej w ciemno przez internet. Przy okazji porządków znalazłam płaską, metalową puszkę, w której dostałam voucher z Prezent Marzeń i stwierdziłam, że wykorzystam je do zrobienia własnej paletki magnetycznej.
 
Założenie było proste, wystarczy kupić matę magnetyczną i wyłożyć nią spód pudełka. Niestety w praktyce okazało się to najtrudniejszą częścią zadania. Nie udało mi się dostać stacjonarnie arkusza magnetycznego, a zamawianie online totalnie się nie opłacało, z uwagi na wysoki koszt wysyłki. W jednym ze sklepów plastycznych znalazłam taśmę magnetyczną. Za rolkę 3 m zapłaciłam ok. 8 zł. Taśma wykonana jest z płaskiego magnesu i jedna strona jest samoprzylepna, co znacznie ułatwia pracę. Z jej użyciem podkleiłam od spodu wydłubane z oryginalnych pudełeczek cienie.
 
paleta magnetyczna DIY
 
Wyciąganie cieni z oryginalnych opakowań

W swojej kolekcji miałam dużo pojedynczych cieni, których praktycznie nie używałam. Wiele z nich miało śliczne kolory, ale walały się luzem w kosmetyczce i wykonując makijaż łatwiej mi było sięgnąć po gotową paletę. Przy kilkunastu zamkniętych opakowaniach, nie pamiętałam nawet jakie cienie się tam kryją, dlatego zdecydowałam się je przełożyć do palety, aby od razu mieć na widoku wszystkie odcienie. Wyciąganie cieni z pojedynczych opakowań może być bardzo łatwe, albo wręcz niemożliwe. Wszystko zależy od producenta. Niektóre cienie są mocno przyklejone, tak że właściwie nie da się ich wyciągnąć bez uszkodzenia, inne łatwo „puszczają”. Sporo osób poleca podgrzanie spodu pudełeczka prostownicą lub suszarką do włosów, aby klej się roztopił. Ja tego nie robiłam, ale operację przeprowadziłam w czasie upałów, więc klej był już sam w sobie miękki. Kwadratowe cienie ze zdjęcia to Semilac i wszystkie perłowe odcienie wyjęłam bez problemu. Podważyłam róg nożem i wyjmowałam cień. Niestety z matowym cieniem tej samej firmy nie poszło już tak łatwo i przy wyciąganiu pokruszył się i popękał.
 
Paleta magnetyczna z puszki
 
Naprawianie pokruszonych cieni

Na szczęście pokruszone cienie można relatywnie łatwo naprawić. Wystarczy rozdrobnić cień na drobny mak, wymieszać go ze spirytusem salicylowym i wgnieść papkę do ramki, najlepiej przyciskając ją monetą przez papierowy ręcznik. Po wyschnięciu można normalnie używać kosmetyku. 
 
Zalety palety magnetycznej i koszt wykonania

Niewątpliwą zaletą palety magnetycznej jest łatwy dostęp do cieni. Są one podklejone od spodu taśmą magnetyczną, więc się nie przesuwają, ani nie odpadają od pudełka. Można posegregować je kolorystycznie lub wg wykończenia. Wiele z moich starych cieni zyskało nowe życie, bo po przełożeniu do paletki wreszcie zaczęłam ich używać. Całość kosztowała mnie zaledwie kilka zł, trochę nakładu czasu i pracy. Jedyny koszt jaki poniosłam to zakup taśmy, z której wykorzystałam kilka cm, więc mogę ją użyć do innych projektów.
 

Lubicie pojedyncze cienie do powiek?
Co sądzicie o paletach magnetycznych? 
 
 

środa, 5 sierpnia 2020

Kosmetyki z małym ‘ale’


Na pewno zdarzyło się Wam używać kiedyś kosmetyku, który niby był fajny, ale coś Wam jednak w nim nie pasowało. W dzisiejszym wpisie przeczytacie właśnie o takich produktach. Nie są to typowe buble, ale do ideału trochę im brakuje. Jesteście ciekawi co mi się w nich nie spodobało? W takim razie zaczynamy. 

peeling do twarzy Alverde

Na pierwszy ogień idzie peeling Alverde. Jest to peeling mechaniczny z pestkami moreli i nagietkiem. Produkt ma fajny, naturalny skład, ale jak dla mnie bardzo delikatne działanie. Drobinki peelingujące zatopione są w kremie i niestety słabo złuszczają, ponieważ kremu jest bardzo dużo, natomiast kuleczek niewiele. 

żel do twarzy Biotherm Aquasource

Trochę podpadł mi, także żel do twarzy Biotherm Aquasource. Kupiłam go z myślą stosowania na dzień pod makijaż. Spodziewałam się lekkiej konsystencji, która wchłonie się do matu i choć krem super nawilża skórę to niestety na dzień się nie nadaje. Bardzo nasila błyszczenie mojej skóry i żaden podkład się nie chce na nim trzymać. Krem zasilił moją kolekcję kosmetyków na noc, na dzień muszę kupić coś innego. 

Semilac puder 20 light beige


Puder matujący Semilac zapowiadał się bardzo fajnie. Praktyczne opakowanie z lusterkiem i gąbeczką jest solidne i trochę przypomina czekoladkę. Wybrałam najjaśniejszy odcień z gamy, czyli nr 20 Light Beige, który okazał się dla mnie za ciemny. Przy jasnym podkładzie i delikatnym oprószeniu twarzy pędzlem kabuki nie wygląda źle, ale przy większej ilości robi na buzi pomarańczę.

Myślę, że spokojnie wykończę, każdy z powyższych produktów, ale nie sądzę, żebym jeszcze do nich wróciła.


Zdarzyło się Wam kupić dobrze zapowiadający się kosmetyk, który ostatecznie nie do końca Was usatysfakcjonował?