piątek, 22 grudnia 2017

O zachwalanym tuszu do rzęs, który się u mnie nie sprawdził - L'oreal Volume Million Lashes Feline


Tusz to rzęs to jeden z kosmetyków, którego używam praktycznie codziennie. Często nie mam czasu na pełny makijaż, więc tylko nakładam podkład, pudruję buzię i tuszuję rzęsy. Zwykle kupowałam maskary tańszych marek, ale miałam ochotę sprawdzić coś z wyższej półki cenowej i w ten sposób trafiła do mnie maskara L'oreal Volume Million Lashes Feline. Od wersji klasycznej różni się lekko wygiętą szczoteczką – mój ulubiony model. Moi faworyci: Lovely Pump up oraz Maybelline Sensational mają podobny kształt silikonowej szczoteczki, sądziłam więc, że i Feline się u mnie sprawdzi. Niestety...


Po otwarciu tusz jest strasznie mokry. Nie da się nim pracować, rzęsy odbijają się po pomalowaniu na górnej powiece. Pomyślałam, że dam mu czas, trochę podeschnie i będzie się nim lepiej malować. Odłożyłam go na miesiąc, ale nic się nie zmieniło w tej kwestii. Zaczęłam, więc zostawiać lekko niedokręconą szczoteczkę. Tusz trochę zgęstniał, ale niewiele to pomogło. Przez swoją „mokrość” sklejał rzęsy. Zdarzało się, że na włoskach zostawały grudki tuszu. Nieźle musiałam się namęczyć, żeby uzyskać dobry efekt.
  

Tusz fajnie wydłuża, ale sklejanie to istna zmora. Dobrze trzyma się na oku, ciężko go domyć po całym dniu. Trzeba zaopatrzyć się w porządny płyn micelarny. W cenie regularnej kosztuje 60 zł. Swoją sztukę kupiłam taniej na allegro i po przejściach z nim zaczęłam się obawiać czy to na pewno oryginał, skoro tyle osób chwali a u mnie taka klapa?

Znacie ten tusz? Miałyście z nim podobne doświadczenia? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze komentarze, staram się na wszystkie odpowiadać na bieżąco.
Jeśli podoba Ci się mój blog, zapraszam do obserwowania, jeśli Twój mnie zainteresuje, dodam go do swojej listy czytelniczej :)